Hiszpania 2011

Wyjazd do Hiszpanii marzył mi się od lat, a w tym roku w końcu udało się go zrealizować :) Podróż odbyła się co prawda samolotem a nie busikiem, ale i tak było świetnie. Lloret de Mar okazało się miejscem dla nas idealnym, gdzie można było odpocząć ale też i poimprezować na maxxxa. Okolice są też warte polecenia, tyle że trzeba mieć mnóstwo czasu na zwiedzanie. Tak więc albo się opalać albo zwiedzać :)

W czasie naszego pobytu zaliczyliśmy wiele spacerów, jako że wzdłuż wybrzeża ciągnął się ścieżki z w widokiem na przepiękne zatoczki. W każdym z napotkanych miejsc chciałoby się zostać na dłużej, jednak wtedy nie starczyłoby czasu na zobaczenie pozostałych.

Udało nam się również odwiedzić stolicę Katalonii czyli Barcelonę. Miasto przeszliśmy na piechotę, podziwiając jego różnorodność. Jeśli czas tylko pozwoli, to kiedyś tam na pewno wrócimy! :)

Widok z naszego pokoju hotelowego. Zabudowa Hiszpanii może zaskakiwać – domy są dobudowywane do siebie, lub ich części są wyburzane i na ich miejsce wstawiane są nowe. Tak więc idąc ulicą składającą się z szeregu połączonych ze sobą nowych budynków, można natrafić na jakąś bardzo starą część zabudowy wepchniętą w nową zabudowę.

Moja towarzyszka wraz z rzeźbą i elementem folkloru w tle :)

A tu ja na promenadzie, humor jak widać dopisywał (i lekka głupota też ;))

Gołąbeczki :) Daliśmy aparat jakiejś starszej hiszpance i poprosiliśmy o zdjęcie. Pani stwierdziła, że nie ma sensu robić zwykłego zdjęcia i kazała nam się pocałować :)

Zamek przy plaży. Hiszpania pełna jest małych zameczków zbudowanych przez zamożnych mieszkańców w X wieku (czyli to żadne zabytki). Praktycznie na każdym napotkanym wzdłuż wybrzeża wzgórzu, stoi taka budowla.


Łodzie rybackie w małej zatoczce.

Widok na zamek spod jego murów.

Widok na zatokę z okolic zamku.

Panowie wędkarze.

Moje kochanie :)

W tle kościółek, którego historii za cholerę nie pamiętam, ale był piękny.

Szaleństwo na baletach. Lloret de Mar posiada niezliczoną ilość fajnych klubów.

A tu ja, czerwony od słońca, alkoholu wtedy nie piłem ;P

Wieczorne rozświetlone ulice Lloret de Mar.

Jeden z widoków z trasy spacerowej. Na zdjęciu widać statek kursujący między miejscowościami. Ciekawostką było, że statek wpływał dziobem aż na plażę.

Widok na jedną z zatoczek.

Obowiązkowa pozycja kuchni hiszpańskiej - Paella


Tutaj również Paella, ale w wersji mniej extreme, czyli bez atramentu kałamarnicy ;)

Jedna z uliczek Lloret de Mar będąca w części, gdzie znajdują się raczej mieszkańcy niż turyści.

Sweet focia z wieczornego pobytu na plaży. Uwaga - foto robione było na śmiechy!


To w tle to księżyc a nie raca :)
Uliczka tylko trochę na uboczu Lloret de Mar, a już cisza i spokój.

Widok na zatokę i plażę.

"Akcesoria plażowe" :)

Jedna z zatoczek. Bardzo ładne miejsce i dodatkowo z barem (widać w tle) :D

Lasek w okolicy jednego z zamków. Jak widać drzewa sadzone były pod sznurek.



Widok z trasy spacerowej.

Moja bejbe :)

Kolejny widoczek.

Kolejne foto robione przy trasie spacerowej.

Widok wielce radujący serce, czyli śliczny busik.

Zdjęcie robione przy skałkach na drugiej plaży Lloret de Mar (raz poszliśmy tam na wycieczkę, ale nasza plaża była lepsza ;))
A tu już Barcelona.


Widok w Barcelonie bardzo powszechny, czyli dziesiątki skuterów.

Jedną z rzeczy, która bardzo spodobała mi się w Hiszpanii, było to, że wszystkie stare auta jakie spotkaliśmy, były w doskonałym stanie.

Jeden z przykładów niezwykłej architektury Barcelony.


A tutaj przykład dzieła architektury Gaudiego.

Rzeźba Gaudiego.

Jedna z uliczek z dala od centrum Barcelony.


A tutaj już w samolocie w drodze do domu.